piątek, 30 listopada 2007


Litanie u konce století
Těch mrtvých mužů v mrtvé trávě
těch sirotků a vdov
té krve k jeho větší slávě
těch slov

Těch bůžků bohyní a bohů
těch smolnic na ulicích měst
těch proroků na každém rohu
těch gest

Pane můj na výsostech pane nejvyšší
pane můj copak nevidíš a neslyšíš
pane můj slepý bože můj

Té lživé lůzy v pancéřových vozech
těch morových sloupů a morových ran
těch znamení zla na obloze
těch vran

Těch žlutých hvězd a pruhovaných šatů
těch provazů a gilotin
těch malých dírek do kabátů
těch vin

Pane můj na výsostech pane nejvyšší
pane můj copak nevidíš a neslyšíš
pane můj hluchý bože můj

Těch studní zasypaných v písku
těch zabloudilých karavan
těch pomníků a obelisků
těch bran

Těch zlatých lejn ze zlatých telat
těch mrtvých vedle jícnů jam
té bázně co činit a dělat
sám

Pane můj na výsostech pane nejvyšší
pane můj copak nevidíš a neslyšíš
pane můj mrtvý bože můj

środa, 28 listopada 2007

sobota, 24 listopada 2007


MIsiek był i pojechał. tęsknie za nim. to chyba wszystko...

poniedziałek, 19 listopada 2007

czekanie = marnowanie czasu

niedziela, 18 listopada 2007

dobrze mi, nie wiem dlaczego, ale dobrze. wczoraj bardzo bolała mnie głowa i myślałam że się porzygam. ale ulga że mnie dziś nic nie boli. wczoraj miałam straszna ochotę na seks z Miśkiem. Misiek napisał do mnie i było tak fajnie, przyjemnie i wyluzowałam się dzięki temu. dzisiaj rano zaspałam. miałam obudzić się na dźwięk dzwonka ale nie zdołałam tego zrobić, może zdyt zmęczona byłam. może to dlatego że wczoraj za długo siedziałam w nocy, ale to przez film, który oglądałam, Włatcy Móch. kreskówka głupia, ale jak fajnie się to ogląda po męczącym w sumie dniu. taki reset dla mózgu jak to mówią niektórzy. cudownie oczyszcza z wszelakich myśli.

babcia znowu obgaduje kogoś przez telefon. jest zaaferowana bóg wie czym. ale takie jest jej życie.
nie chciałabym czegoś takiego dla siebie.
a jedno czego teraz chcę to dotknąć Miśka i wszystko co jest z tym dotykiem związane. chciałabym żeby Misiek poprosił mnie żebym przyjechała dla niego do warszawy jak będzie jechał do łodzi. mam ochotę na małą wycieczkę. duża tez wchodzi w grę, ale jest trudniejsza do realizacji. dlatego mała mi wystarczy.

sobota, 17 listopada 2007

kiedyś wymyśliłam fantazję.

nadal pozostaje tylko fantazją... może w jakimś stopniu zrealizowaną, ale nie do końca. a szkoda bo to bardzo dobra fantazja. tylko nie wiem jak by się sprawdziła na jesień. chciałabym żeby mnie ktoś do środka schował, w takie ciepłe miejsce. nie lubię jak ktoś siłą cos ze mnie wydziera. i o ile gwałt jest moja fantazją, to nie chcę zostać zgwałona w rzeczywistości. a jak ktoś wyciąga na siłę ze mnie coś czego nie chcę to zawszę się tak czuję.
dzisiaj zmarnowałam dużo czasu. szkoda, bo mogłam coś zrobić.
od kiedy poznałam Miśka mam tylko jedną fantaję i to tylko na jego temat. dziwne że nie potrafię nikogo sobie w niej umiejscowić. w ogóle nie potrafię wyobrazić sobie jak ktoś mnie dotyka. mogę sobie tylko przypominać jak on mnie dotykał, albo kreować przyszłe dotyki, ale w mniejszym już stopniu. kiedyś tak nie było. czy moja wyobraźnia się zmieniła?

piątek, 16 listopada 2007

pierwszy wpis

dzisiejszy dzień należy do Barryego Adamsona. swoją muzyką rozłożył mnie na łopatki. nie wiem dlaczego tak na mnie podziałał. może wypełnił jakąś lukę, która powstała z powodu przesytu, jak pęknięcie czegoś zarzuconego ciężkimi rzeczami. ale pojawił się i świat się zmienił, przynajmniej na ten jeden dzień.
ten dzień był ciężki dla mnie. ale pare chwil jednak okazało się przyjemnymi. musiałam pójść dziś na uczelnię, ale okazalo się, że zupełnie niepotrzebnie. no może trochę. musiałam oddać książki do biblioteki, a przynajmniej chciałam, bo jakbym sie uparła to przetrzymałabym je do poniedziałku conajmniej.
na uczelni spotkałam kolegę. tego który ma długie włosy. ale przyjemnie był porozmawiać. ostatnio mało mam okazji by rozmawiać z ludźmi. kobieta podobno wypowiada chyba 25 tyś. słów dziennie. ja mam deficyt. pisanie nie rozwiązuje tego problemu. to trochę boli.chciałabym porozmawiać... tylko czasami ciężko znaleźć tego z kim by się chciało porozmawiać. tzn. ta osoba jest, ale nie ma dla mnie czasu. ja też nie mam czasu, ale dla niego stanęłabym na głowie.
ile człowiek dziennie czasu traci na docieranie do tego co na zrobi? ile czasu marnuje na kręcenie się wybierając najlepsze miejsce? ale może te podchody są ważne i potrzebne. pies gdy chce się położyć, to chodzi wkółko ugniatając łapami posłanie. czy to mu coś daje? nie wiem, ale jest to pozostałość po czasach gdy psy były dzikie i robiły ten zabieg by wymościc sobie posłanie w trawie czy czymś. psi przeżytek. trochę jak kult przodków.
a dzisiaj w jakiejś gazecie w empiku znalazłam artykuł o Królestwie von Triera. mam ochotę na ten film, może obejrzę kilka odcinków? ale raczej jeden zdołam, bo to długie i obraz lata w pierwszej części.
jak ciężko zebrać się do czegokolwiek. ile trzeba najpierw trawy ugnieść łapami by móc usiąść i wziąć się do roboty. jak sobie człowiek wmawia że zadanie jakie ma wykonać jest łatwe, to dłużej drepcze w miejscu próbując wygodnie zasiąść. gdyby jednak usiadł odrazu, to dawno by miał to wszystko z głowy. tylko co by teraz robił? pewnie w inny sposób marnował czas.

moon